Mieszkańcy Białowieży żyją w ciągłym strachu z powodu migrantów, których ciągle przybywa! Policja, skarżą się ludzie, „nic z tym nie robi”

Portal TV Republika, wch 15-06-2024, 15:30
Artykuł
Twitter

Mieszkańcy okolic Białowieży (Podlaskie) boją się wyjść wieczorem z domów. Powodem jest grupa nachodźców, którym udało się nielegalnie przekroczyć granicę i którzy teraz terroryzują miejscową ludność. Mieszkańcy skarzą się, że mimo monitów, władza ani policja nie chcą im pomóc.

W sieci pojawiły się niepokojące doniesienia z okolic Białowieży. Chodzi o migrantów, którym udało się nielegalnie przekroczyć granicę.
"Zgłosiła się do nas radna sołecka i sołtys Czerlonki w gm. Białowieża, poprosiła nas o pomoc w nagłośnieniu tematu, bo nikt im nie chce pomóc" – informuje na Twitterze profil Służby w akcji, który nagłaśnia sprawy istotne dla bezpieczeństwa.

"Praktycznie codziennie, przez większość dnia na przystanku przesiadują imigranci, którym udało się nielegalnie przedostać przez granicę. Ludzie boją się wyjść wieczorami na ulice, a przez to, że przystanek jest ciągle okupowany, dzieci boją się tam stanąć, by zabrał ich autobus szkolny" – czytamy.

Według relacji przedstawicieli władz Białowieży, to efekt działania takich organizacji jak m.in., opisane przez nas niedawno, osławione Podlaskie OPH (Ochotnicze Pogotowie Humanitarne). "Mają oni swój «alarmowy» numer WhatsApp rozsyłać na grupach imigranckich, sam numer przekazują też innym imigrantom, ci imigranci, którym pomogli" – twierdzą autorzy wpisu.

"Na WhatsApp następnie ustawiana jest mapka z pinezką wskazującą na ten przystanek (około 5 km od granicy). Zrobiono sobie więc tam nijako punkt zbiorczy. To tam imigranci wypełniają dokumenty o pełnomocnictwo i wniosek o azyl w Polsce, następnie czekają godzinami na Straż Graniczną, z której zrobili sobie wręcz taksówkę do ośrodka" – czytamy.

Według tych doniesień Podlaskie OPH zwozi tam również nielegalnych imigrantów z innych miejsc, być może zebranych z okolicznych lasów.

Sprawa została zgłoszona na policję, która jednak miała odmówić pomocy twierdząc, że "nie może nic zrobić, bo są oni w miejscu publicznym, a Straż Graniczna robi co może, ale braki kadrowe i obłożenie zadań na granicy też robią swoje".

Źródło: Twitter, dorzeczy.pl

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy